FRAGMENTY KSIĄŻKI „WILKI – ESEJE”
Wilcze rewiry (fragment)
Zawilczone miejsca – dzikie kawałki przyrody, uprzywilejowane tą szczególną obecnością, dają nadzieję i szansę na przywrócenie właściwego miejsca każdej, żyjącej tam istocie. Jakie to genialnie proste. Jakby zrobić pstryk i …maszyna włączona, trybiki pracują, przekładnie przekładają, pompy pompują i cała materia inaczej zaczyna krążyć.
Ziemie wilków anonimowymi są tylko dla nas. Wilki z chwilą pojawienia się robią to magiczne „pstryk”, które dotyczy od tej chwili wszystkich, małych i dużych, sąsiadów i obywateli, jakby automatycznie, bez pytania o zgodę, powłączanych do gry, której zasady, niekiedy trochę zapomniane, może nie natychmiast ale dość szybko stają się jedynymi ważnymi i obowiązującymi.
Trop wilczy (fragment)
Łapa łapą, czy raczej ślad śladem – jednak na podstawie pojedynczych odcisków trudno jednoznacznie stwierdzić to, co najważniejsze, czyli w pełni zidentyfikować właściciela. Żeby mieć pewność potrzeba ciągu tropów o które łatwiej zimą, gdy leży śnieg, niż w innych warunkach. Wilki najczęściej poruszają się stosunkowo wolno, jeśli weźmiemy pod uwagę ich możliwości w ogóle. Przeważnie biegną łapa za łapą, lekko, miękko, wytrwale, wręcz niezmęczalnie. Wydawało by się, że te ich ruchy są niczym lot dzikich gęsi, czy innych podobnych, ptasich lotników. Delikatne, jakby czynione od niechcenia działanie kojarzące się nam bardziej z jakąś przyjemnością, frajdą, niż z obowiązkiem czy trudem. W biegu, w truchcie wilka dopatrzeć się można rytmu płynącego potoku, w przypadku którego, nawet nie myślimy, że się wysila czy, tym bardziej …męczy.
Moje lasy – żyć obok wilka (fragment)
Znam ten mój dom i dlatego wiem, że w każdej chwili mogę trafić na zagadki, których nijak nie dam rady rozwikłać, że mogę spotkać niespodziewanych gości, tych czworonożnych lub skrzydlatych lub będę świadkiem zdarzeń, których bym się tu nie spodziewał. Czy wilki są tu na stałe, czy tylko pojawiają się sporadycznie? Nie wiem. Tak, po prostu nie wiem. Są zbyt cwane, zbyt ostrożne, a puszcza jest tak rozległa. Jakich trzeba by użyć środków i ilu zaangażować ludzi, żeby móc rozwiać choćby tą jedną wątpliwość nawet tylko na teraz, na dziś? Już widzę (w wyobraźni) te roześmiane ryje wilcze, więcej, widzę, jak wytykają mnie łapami, gdy staram się je policzyć, ba odszukać. Żyjemy więc obok siebie, tak po prostu.
Głód podróży… (fragment)
Las z wolna staje się nieczytelny. Przestrzeń, jeszcze niedawno tonąca w mroku, ale jednak odbierana jako przestrzeń, teraz jest już tylko nieprzeniknioną czernią. Sosny, kołyszące się na tle nieba tworzą koronkowy, żałobny wzór, trochę złowrogi, choć wciąż bardziej zwiewny niż przytłaczający.
Znów na „wilczym” szlaku. Może i mam cichą nadzieję na kontakt z tymi zwierzętami, ale jedyne na co mogę liczyć, co i tak będzie sukcesem, to są ślady. Mimo to, chciałem tu być – widzieć ten las, pochylić się nad błotnistą ścieżyną, by przyjrzeć się tropom zwierząt. A może trafi się coś jeszcze, jakaś niespodzianka, dar. Dziwne, jak bardzo wilki oduczyły mnie na cokolwiek pewnego …liczyć. Pozostaje (nad)oczekiwanie, które jednak kusi nieustannie, i często, po powrocie doznaję olśnienia, że było inaczej niż planowałem, że przygoda przyszła z innej strony i w zupełnie nieoczekiwanym momencie.
Polesie (fragmenty)
Polesie. W swojej wędrówce za wilkami zatrzymuję się na pograniczu pól i ugorów we wsi Wólka Wytycka. Wiem przynajmniej, że nie muszę już szukać Polesia, ono jest tu w około.
Styczeń 2012 roku w niczym nie przypominał zimy. Bezśnieżny, z temperaturami oscylującymi koło zera był raczej przedłużeniem grudnia, który tylko niewiele różnił się od listopada. Podczas silnych mrozów mokradła Polesia stają się łatwiej dostępne, jednak w czasie takiej, bądź co bądź jesiennej aury, miejsce to ma jakże inny, swoisty urok. Mglista dal, stonowane barwy, mrok olszyn i biel brzóz.
Puls Poleskich mszarów i lasów bije dziś wolniej. Monotonny, jękliwy poszum wiatru, głos przelatującego nad lasem kruka jest częścią tego stanu spowolnienia, czy nawet, jakby się niekiedy wydawało, zupełnego uśpienia. Jednak wiem, że to odczucie pozorne. Wystarczy uważniej się rozejrzeć, posłuchać, pomyśleć.
Błotniste drogi leśne znaczą liczne tropy zwierząt – odciśnięte wyraźnie pieczęcie obecności. Wśród tych kanciastych, kopytkowych, wypatruję wilczych, z okrągłymi opuszkami i z pazurkami.
Bieszczady, zasiadka (fragment)
Powiedziałbym, że zasiadki są bardziej dla dojrzałych koneserów, smakoszy nastroju świadomych ulotności chwil i zdarzeń, niż sportowców wyznających zasadę – już, szybko, natychmiast, goniących za kolorowym obrazkiem na pocztówkę. Czaty dla fotografa przyrody w pewnym sensie są koniecznością, musem wpisanym w ten specyficzny zawód. I nie chodzi tu tylko o to, że widzę więcej, gdy jestem ukryty. Ważniejszym chyba jest, że dopiero moje skupienie, odbiór rzeczywistości na głębszych poziomach, jest możliwy, gdy zdołam się wyciszyć, jakby wniknąć w otaczający mnie „tamten świat”. Można to porównać do sytuacji, w której opuszczamy słoneczny, gwarny dziedziniec zamkowy i przekraczamy ciężkie drzwi tajemniczych, okrytych złą sławą podziemi. Wtedy też potrzeba czasu, nie tylko po to, żeby wzrok przyzwyczaić do mroku, ale bardziej, żeby przestawić się na odbiór zupełnie innej atmosfery.